Tak, to jest muffinka. W dodatku kokosowa (mniam...). Postanowiłam dzisiaj się z Wami podzielić moimi przeżyciami związanymi z robieniem muffinek przeze mnie po raz pierwszy w życiu. Tak przy okazji dostałam również diamentowy top coat z Inglota więc w końcu mam spokój w tej kwestii.
Od jakiś trzech dni miałam wielką ochotę na muffinki kokosowe. A że w domu nie miałam foremek (tak wiem, dziwne) to przy okazji zakupów razem z mym chłopakiem zakupiliśmy takowe. Oczywiście dostałam również nowy top coat, abym znów mogła czerpać radość z malowania :D Muszę przyznać, że bałam się czy wyjdą dobre muffinki, ale na całe szczeście okazały się świetne. Wszystkim smakowały i to jest najważniejsze. :) Już wiem, że to nie moje ostatnie i nie raz jakieś upieke. Muszę tylko wymyśleć z czym jeszcze...
Mhm... może z pomarańczą i rodzynkami... albo czekoladowe... Szczerze przyznaję, że w całym procesie tworzenia bardzo pomocny okazał się mój luby, który dzielnie wszystkie foremki posmarował masłem, a potem posypał je bułką tartą. Ja w tym czasie oczywiście bawiłam się mikserem :D
Tyle o muffinka :)
Teraz coś o specyfiku z Inglota. Jego zadaniem jest przedłużenie trwałości lakieru i ożywienie jego kolory. Na razie wiem, że nie tworzy pęcherzyków (już sprawdziłam) i to mnie cieszy. Zauważyłam też, że szybko wysycha, więc to również na plus. Jak będzie się sprawował na dłuższą metę niedługo się przekonam... Jutro pewnie zmienię lakier i wtedy go zastosuje. Jaki będzie nowy kolor? Mhm... może pewien kameleon... ;)
Ja na diecie, a Ty o muffinkach kokosowych :mdleje:
OdpowiedzUsuńWyglada przepysznie :)
Wybacz ;) wygląda i smakuje przepysznie :D
OdpowiedzUsuń